LUKASYNO:
Pusty dom, zimny kąt, w lodówce tylko szron
król się bawił, złotem płacił, minął czas dom perignon
Za zamkniętymi drzwiami życie zatacza krąg
ślepy zaułek, już nie uciekniesz stąd
Mówili Ci, ulica droga donikąd
przetrwa na niej tylko ten kto w porę umie zniknąć
starszy brat był dla Ciebie ojcem i przykładem
nie poszedłeś w jego ślady, z wagi na wagę
Coraz mniej szans, każdy z nas miał pięć minut
życie rzuciłem na szale, obrałem swój azymut
W oparach dymu, pułapce złudnych żądz
możesz brnąć pod prąd lub na swój los klnąc
Dziś prawdziwi przestępcy chodzą w białych kołnierzykach
rząd, biznes, polityka wszystko się przenika
każdy na to patrzy, kto za dużo mówi nagle znika
Twą ulicą płynie rynsztok, zegar tyka
Jak za starych czasów, chcę widzieć w Tobie zawodnika
Oni wolą zrobić z Ciebie ćpuna, alkoholika
Chcą byś był słaby, mają Cię za niewolnika
hajs jest na wysokich stołkach, pionki kończą na śmietnikach.
Latarnie gasną a Ty płyniesz rynsztokiem
ulica jak spacer po linie, gdy stąpasz po krawędzi, to myślenie jest prawdziwą siłą
mówiłem Ci, inwestuj w siebie, rozwijaj pasje, talent, trenuj, działaj
bo przyjdzie czas, zostaniesz zdany tylko na siebie
gdzie dziś jesteś ? Dlaczego zamiast wspierać swoich bliskich jesteś dla nich utrapieniem?
Czy tak według Ciebie postępuje mężczyzna?
REFREN:
Światła gasną, Ty płyniesz rynsztokiem
nie szanowałeś mnie gdy wyciągałem swoją dłoń
dziś bezradność zżera Twoje myśli
jestem ponad wszystkim, Ty spadasz na dno
Twoje marzenia zostały pod blokiem
grzech zaniechania, ambicję poszły w kąt
nikt nie pomoże Ci w chwili gdy upadasz
to prawo tego świata, liczy się jedynie banknot
PEJA:
Płyniesz rynsztokiem, choć nie miałeś tego w planach
a Twoja sytuacja mega przejebana
wystajesz w bramach żebrząc o grama – dramat
chcąc wypić łyk życia, by nie upaść na kolana
Mama kazała odbić Ci od ciemnych spraw
zamiast bity [?], ryj obity i strach
Znów wuchta strat, syf z ulicy złamał kark
brak kręgosłupa, i tak stracił życie brat.
Nie bój się ziomuś, wracaj do domu
na chuj Ci bagno? Na co to komu?
Siebie weź polub, życie to nie bajka
po co Ci ten koszmar? [?]
pluję do majka żebyś ogarnął,
życiowe bagno, tylko tyle za darmo
uwierz mi warto wrócić do żywych
świat bywa parszywy, ja bywam szczęśliwy.
Kiedy to do Ciebie dotrze, ze to Twój ostatni dzwonek?!
Myślisz, że coś będziesz czuł jako świętej pamięci ziomek?!
Ile jeszcze bólu, krzywdy i straconych lat, brat
rynsztok pochłonął, wypluje, kasuje takich jak Ty, kapujesz?!
KALI:
Miejski rynsztok, nie szukaj zalet ziomuś
błędnych krok, klik-krach, nie ma Boże dopomóż
Gdy wjeżdża plik, na blat, wzrok ala Jack,
pot, nie ma brat, kończą na dnie w butach z żel-betonu
Sekrety na ucho, łatwo być łatwowiernym
ktoś się okazał suką, a miał być głuchoniemy
mordercze problemy zjadają Cię na co dzień
kurwi się młoda córa, a starszy syn złodziej.
Nie rozmawiasz z Bogiem, już nie uznajesz kar
myślisz tylko o sobie, (lub by się ugiąć, kochasz szmal) [?]
(Czy to świetny Graal tutaj Ci przyszło) [?]
Wokół ocean fal wylewa miejski rynsztok
rozpal w sobie ogień i poczuj jego żar
niechaj oświetla drogę kiedy czujesz że jesteś sam
odnajdź piękno w miejscu gdzie żyć Ci przyszło
niejeden kwitnie kwiat, choć wokół płynie rynsztok.
|